(Myszków) Centrum miasta, budynki położone obok wiaduktu kolejowego. Połamany chodnik liczący już kilka dekad, niezgrabione liście zalegające od zeszłego roku, butelki po alkoholu porozrzucane wzdłuż chodnika - czy można to posprzątać? Z takim pytaniem zwróciła się do nas jedna z mieszkanek bloku przy ul. Spółdzielczej. Osiedle w samym środku miasta, w bliskim sąsiedztwie magistratu wydaje się być nieco zapomniane przez Myszkowską Spółdzielnię Mieszkaniową. Administracja zachęca i popiera, by dbać o zieleń – jednak najchętniej tylko i wyłącznie rękami mieszkańców.
- Proszę, niech pani spojrzy jak to wygląda. Tyle lat nikt tu nic nie robi. Na każde święto przychodzą składać kwiaty pod pomnikiem i nie widzą tego? Wstyd! - mówiła z oburzeniem kobieta, przechodząc przez skwer położony u zbiegu ulic Kwiatkowskiego i Kościuszki, naprzeciwko myszkowskiego magistratu. Lata świetności ma już dawno za sobą, a poniszczone chodniki przecinające skwer są chyba jednym z miejsc wstydu władz miasta. Nie on jednak był tym, co kobieta chciała nam najbardziej pokazać.
Obok skweru, w kierunku wiaduktu znajduje się kilka bloków położonych przy ul. Spółdzielczej. Od skweru prowadzi do nich wąski, w niektórych miejscach połamany chodnik. Nie wygląda, by ktoś regularnie go sprzątał. Po obu jego stronach na trawniku można znaleźć wiele butelek i puszek, głównie po alkoholu. Na trawniku - dywan z niezgrabionych liści, jeszcze z zeszłego sezonu. - Czemu tu jest tak brudno? Przecież jest firma Glokor, która sprząta. Nie może spółdzielnia tu kogoś przysłać, żeby chociaż zebrać śmieci, zgrabić liście? - zastanawiała się mieszkanka jednego z bloków przy ul. Spółdzielczej. Kawałek dalej jest nowy chodnik - równy, czysty. Spółdzielnia wyremontowała odcinek chodnika, ale zdaniem kobiety nie obyło się bez próśb mieszkańców. Może dałoby się odnowić resztę?
- Tutaj kiedyś był trawnik. Teraz - błoto i dziury, wszystko wyjeździły samochody. Kiedyś od ul. Spółdzielczej był zakaz wjazdu, potem go zlikwidowali i teraz ludzie przejeżdżają chodnikiem pod klatkami i parkują na trawniku. Zakazu nie ma, trawnik zniszczony - wskazywała kobieta, zauważając, że po drugiej stronie bloków - od ul. Spółdzielczej - jest wystarczająco dużo miejsca, by zrobić zatoczkę parkingową. Mieszkańcy nie mają gdzie parkować, więc zostawiają samochód tam, gdzie jest dużo miejsca - kosztem trawnika.
Jak wyjaśniała kobieta, blok, w którym mieszka od samego początku został oddany w drugiej połowie lat 70. Jeszcze z tamtych lat pochodzi połamany chodnik, ukryty wśród krzewów i drzew, schowany przed wzrokiem pozostałych mieszkańców miasta. Czy możliwe jest, by takie miejsca ukryły się również przez Myszkowską Spółdzielnią Mieszkaniową? To akurat jest mało prawdopodobne. No, chyba że administratorzy poszczególnych osiedli w ogóle na nie nie zaglądają i nie przechadzają się pomiędzy blokami, by sprawdzić stan miejsc, które mają pod swoją opieką… Niemożliwe. Na pewno pracownicy Spółdzielni regularnie spacerują po osiedlach i wszystko widzą. Tylko czy robią wszystko, by o nie dbać?
W poniedziałek 15 maja przesłaliśmy do Spółdzielni pytania dotyczące osiedla przy ul. Spółdzielczej. Pytaliśmy m.in. o to czy i kto sprząta teren osiedla, czy myszkowska spółdzielnia zamierza wyremontować połamany chodnik oraz czy możliwe jest zbudowanie zatoczki parkingowej na tym osiedlu. Niestety do składu tego numeru nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Gdy tylko ją otrzymamy, z pewnością powrócimy do tematu osiedla przy Spółdzielczej.
Edyta Superson
Napisz komentarz
Komentarze